Wortal Stefana Banacha
Wortal Stefana Banacha
Polska szkoła matematyczna
Michał Szurek
[PDF]
Młody Technik, nr 11, 27-33 (1978)
To, że Redakcja "Młodego Technika" poprosi kogoś o
napisanie artykułu o matematyce polskiej, zostało zdecydowane
już... 60 lat temu, (kiedy nie było jeszcze na świecie ani
"Młodego Technika", ani autora tego opracowania). Wtedy bowiem
zdarzyło się coś niewiarygodnego: w ciągu kilku lat mała i
niebogata Polska stała się światową potęgą matematyczną i po dziś
dzień matematycy polscy należą do najbardziej cenionych
specjalistów. Tak właśnie bywa w nauce, że wybitne umysły
pobudzają umysły innych ludzi do wybitnych osiągnięć i raz
wzbudzona fala biegnie przez dziesięciolecia. Nikt nie
interesowałby się dzisiaj matematyką polską, gdyby nie działalność
kilkunastu (a potem kilkudziesięciu) wybitnie uzdolnionych i
energicznych osób w początkowych latach niepodległości Polski.
Eksplozja matematyki w Polsce - w kraju, który nie miał tradycji w
tej dziedzinie wiedzy, i w okresie, gdy kraj nasz po wyjściu ze
123-letniej niewoli i czteroletniej wyniszczającej wojny znajdował
się w szczególnie trudnej sytuacji - była czymś fenomenalnym. O
niej opowiada ten artykuł.
Aż do końca XIX wieku polski wkład do matematyki światowej był
znikomy, choć Józef Maria Hoene-Wroński (1778-1853) wszedł do
historii matematyki dzięki wartościowemu zastosowaniu pewnych
wyznaczników funkcyjnych do teorii równań różniczkowych (dziś te
wyznaczniki są nazywane wrońskianami). Polacy nie uczestniczyli
czynnie we wszechstronnym i ogromnym rozwoju matematyki, jaki
dokonał się w drugiej połowie XIX wieku. Ileż to wybitnych dzieł
literatury polskiej powstało wtedy, gdy język polski był
dyskryminowany! W tym samym czasie twórczość matematyczna Polaków
była znikoma, niewiele znacząca.
Na krótko przed wybuchem pierwszej wojny światowej sytuacja uległa
zmianie. Pojawili się uczeni o znaczniejszej wiedzy, zaczęła się
poważniejsza działalność wydawnicza i organizacyjna, inspirowana
głównie przez Samuela Dicksteina (1851-1939), a także częściowo
finansowana przez niego z własnej kieszeni. Wkrótce zaczęły się
ukazywać wartościowe prace z rozmaitych działów matematyki
klasycznej, w szczególności prace Stanisława Zaremby (1863-1942) i
Kazimierza Żorawskiego (1866-1953). Ponieważ szkoły wyższe w
zaborach rosyjskim i pruskim służyły rusyfikowaniu i
germanizowaniu Polaków, były one bojkotowane przez patriotycznie
usposobioną młodzież. Wielu zdolnych absolwentów gimnazjów z
obydwu tych zaborów wyjeżdżało na studia za granicę: bądź do
ówczesnej Galicji (do Krakowa lub Lwowa), bądź też na zachód do
Francji, Belgii i Anglii, a z zaboru rosyjskiego również do
Niemiec. Te studia zagraniczne zaważyły w dużym stopniu na
zainteresowaniach, umysłowości i dojrzałości ówczesnych młodych
polskich naukowców. Wszyscy późniejsi założyciele polskiej szkoły
matematycznej studiowali dłużej lub krócej za granicą:
Mazurkiewicż, Steinhaus i Sierpiński w Getyndze, Janiszewski w
Paryżu, Kuratowski w Glasgow.
Zainteresowania wymienionych polskich matematyków skierowały się
ku nowemu (bo powstałemu w końcu XIX wieku) działowi tej nauki -
teorii mnogości (dziś mówimy: teoria zbiorów) i jej zastosowaniom,
przede wszystkim topologii. W 1908 roku rozpoczął wykłady jako
docent Uniwersytetu Lwowskiego Wacław Sierpiński (1882-1969). W
ł909 roku wygłosił on pierwszy na świecie roczny wykład poświęcony
teorii mnogości, a w kilka lat później wydał podręcznik z tego
zakresu (także pierwszy w świecie), W 1912 roku w Paryżu obronił
pracę doktorską Zygmunt Janiszewski (1888-1920), a w 19l3 roku u
Sierpińskiego doktoryzował się (na podstawie pracy z topologii)
Stefan Mazurkiewicz (1888-1945). Ci uczeni odegrali później
najpoważniejszą rolę w powstaniu w odrodzonej Polsce silnej szkoły
matematycznej.
W sierpniu 1915 roku wojska carskie opuściły Warszawę, a już w
listopadzie otwarto dwie wyższe polskie uczelnie: Uniwersytet i
Politechnikę Warszawską. Wśród wykładowców matematyki na
Uniwersytecie znaleźli się m.in. Janiszewski, Mazurkiewicz i
Sierpiński. Mazurkiewicz był świetnym wykładowcą i bardzo aktywnym
badaczem naukowym, Janiszewski nie ustępował mu wiedzą ani
pomysłowością, a górował dokładnością, ścisłością i
uporządkowaniem wewnętrznym. Obaj poświęcali się przede wszystkim
topologii. Sierpiński był już wtedy znanym specjalistą z teorii
mnogości i teorii liczb. Algebrę wykładał Dickstein, który
szczególnie potrafił zarazić swym entuzjazmem i pasją młodych
adeptów matematyki. Zagraniczne studia wpłynęły dodatnio na
dojrzałość młodzieży, a atmosferę podgrzewała świadomość, że
wszyscy, słuchacze i wykładowcy, są pierwszymi po ponad wiekowej
przerwie, którym dane jest uczyć się i nauczać w polskiej wyższej
uczelni.
Na początku 1918 roku można było już mówić o dość silnym
warszawskim ośrodku naukowym, w którym zajmowano się teorią
mnogości i topologią i ich zastosowaniami. Tacy młodzi studenci,
jak Bolesław Knaster, Stanisław Saks, Antoni Zygmund, Kazimierz
Kuratowski, Alfred Tarski, Kazimierz Zarankiewicz, osiągają
wkrótce znaczne i liczące się w skali europejskiej wyniki.
Przykład przekształceń topologicznych powierzchni: sferę
można przekształcić w powierzchnię o kształcie jajka (a), w
powierzchnię o kształcie zgniecionej piłki (b), w sześcian (c), w
pewną deformację sześcianu (d). Każda z tych powierzchni jest
topologicznie równoważna z pozostałymi oraz ze sferą.
Torus ("obwarzanek") i torus podwójny ("precel") są
przykładami powierzchni topologicznie nierównoważnych ze sferą.
O teorii mnogości już wspominaliśmy, jest to po prostu teoria
zbiorów. A czym jest topologia? Niech będą dane dwie figury
podobne, na przykład dowolny trójkąt w trójkąt tego samego
kształtu, ale mniejszy. Każdy z nich można uważać za pewną
deformację lub przekształcenie pozostałego, przy czym
przekształcenie polega bądź na równomiernym powiększaniu
mniejszego trójkąta, bądź też na ściskaniu większego. Gdy
dopuścimy i inne sposoby przekszatłcania (na przykład rzutowanie),
to trójkąt może przekształcić się na zupełnie inny, pozostanie
jednakże trójkątem. Można dokonywać przekształceń jeszcze bardziej
istotnych. Na przykład zgniatając koło można je przekształcić w
elipsę lub jakiś skomplikowany twór, zaś rozciągając sferę możemy
otrzymać np. jajko. Dla niektórych celów, okazuje się
wystarczające, by koło można było zastąpić elipsą, a sferę
powierzchnią w kształcie jajka. Otóż w latach pięćdziesiątych
zeszłego stulecia matematyk niemiecki Riemann pracował nad
zagadnieniami z zakresu teorii funkcji zmiennej zespolonej i w
celu przedstawienia tych funkcji wprowadził klasę powierzchni,
zwanych dziś właśnie powierzchniami Riemanna. Udowodnił, że
własności tych funkcji pozostają w ścisłym związku z własnościami
geometrycznymi odpowiednich powierzchni, przy czym istotny był
tylko "ogólny kształt" danej powierzchni, na przykład koło,
elipsa i każda krzywa zamknięta, nie przecinająca się ze sobą,
były całkowicie równouprawnione, podobnie jak sfera i jajko. Z
drugiej strony, koło i krzywa w kształcie ósemki nie były liniami
wymiennymi, podobnie jak sfera, obwarzanek i podwójny obarzanek
(precel) nie były wymiennymi powierzchniami. Wobec tego Riemann
skierował swoją uwagę na przekształcenia pozwalające na
rozciąganie, wyginanie, ściskanie i skręcanie danej figury.
Niedozwolone było na przykład rozrywanie. Zapoczątkował tym
topologię - gałąź matematyki badającą, jakie własności figur nie
zmieniają się przy wymienionych typach przekształceń.
Powstanie w Polsce grupy aktywnie pracującej w jednej (i ponadto
młodej i ważnej) dziedzinie było jednym z czynników
umożliwiających właśnie rozwój polskiej szkoły matematycznej. To,
że grupa ta mogła stworzyć taką "szkołę", było wynikiem nie
tylko faktu zebrania się wielu utalentowanych matematyków, ale i
tego, że ci ludzie chcieli i umieli ze sobą współpracować, że
wysunięto szczęśliwe pomysły organizacyjne, że stworzony został
pewien wyraźny program działania i że działalność naukowa objęła
przyszłościowy wówczas dział matematyki.
Na polu organizacyjnym największe zasługi położył Janiszewski.
Otóż w 1917 roku Kasa im. Mianowskiego, patronująca wówczas
polskim naukowcom (zwłaszcza z zaboru rosyjskiego), rozpisała
ankietę o potrzebach nauki w Polsce, a u progu niepodległości w
1918 roku wydała tom pod tytułem "Nauka polska, jej potrzeby,
organizacja i rozwój", zawierający odpowiedzi na tę ankietę. W
tomie tym znalazł się siedmiostronicowy artykuł Janiszewskiego o
potrzebach polskiej matematyki. Artykuł okazał się głęboko słuszny
i proroczy. Janiszewski sformułował główny cel, do jakiego powinni
dążyć polscy matematycy: stworzenie w niepodległej ojczyźnie
ośrodka twórczej pracy matematycznej o międzynarodowej renomie.
Jednym z zasadniczych środków, zaproponowanych przez
Janiszewskiego dla osiągnięcia tego celu, było właśnie skupienie
się na niewielkim wycinku matematyki (w którym już i tak
zaczynaliśmy się liczyć). Najbardziej nowatorskim pomysłem
Janiszewskiego była propozycja wydawania czasopisma poświęconego
wyłącznie tym działom matematyki, które miały stanowić podstawowy
kierunek badań w Polsce, przy czym artykuły miały być drukowane w
językach obcych (to jest głównie niemieckim, francuskim,
angielskim i włoskim). "Chcąc zdobyć sobie odpowiednie stanowisko
w świecie naukowym, przyjdźmy z własną inicjatywą" - pisał
Janiszewski,
Rewolucyjność pomysłów Janiszewskiego zasadzała się na dwóch
sprawach. Po pierwsze, do tej pory nie było na świecie ani jednego
czasopisma poświęconego wyłącznie tylko wybranym działom
matematyki. Większość uczonych w Polsce i za granicą twierdziła,
że czasopismo takie nie może utrzymać się jako periodyk naukowy z
powodu braku dostatecznej liczby artykułów na odpowiednim
poziomie. Obawy takie wyraził na przykład jeden z najbardziej
znanych matematyków francuskich, Lebesgue, w liście do
Sierpińskiego. Później okazało się, że rozwój matematyki, a
topologii w szczególności, spowodował, że poziom publikowanych
prac nie maleje, lecz szybko rośnie wskutek konkurencji wśród
autorów i sławy, jaką zdobyło polskie czasopismo (nazwane
"Fundamenta Mathematicae"). Po dziś dzień pełni ono zamierzoną
rolę i zamieszczenie swego artykułu w "Fundamentach" jest ważne
dla polskich matematyków.
Drugim nowatorskim czynnikiem w pomysłach Janiszewskiego było to,
że prace w "Fundamentach" (nawet polskich autorów) drukowane
będą w obcych językach. Niełatwo było przekonać wszystkich,
dlaczego Polacy mogą i powinni publikować swe wyniki nie po
polsku. Nie zapominajmy, że było to w okresie, gdy narodowi
polskiemu przestano utrudniać posługiwanie się własnym językiem!
Jednakże środowisko matematyczne zrozumiało, że takie rozwiązanie
jest konieczne, zwłaszcza że wiele cennych prac Zaremby i
Żorawskiego przepadło dla nauki światowej tylko wskutek
opublikowania ich wyłącznie po polsku. Częstokroć udowodnione po
raz pierwszy przez Polaków twierdzenia odkrywano na nowo w innych
krajach i nowi odkrywcy zyskiwali miano pionierów.
Janiszewski padł ofiarą szczególnie ostrej grypy, jaka nawiedziła
Europę w 1920 roku, i nie dożył nawet wydania pierwszego tomu,
"Fundamenta Mathematicae", ale jego koncepcje, poparte przez
Sierpińskiego, Mazurkiewicza i innych, znalazły szybko oddźwięk w
całym kraju. W 1919 roku powstało w Krakowie Towarzystwo
Matematyczne, które rychło objęło swym zasięgiem cały kraj.
Powstały ośrodki badawcze w Wilnie i Poznaniu, rozwinął się znany
już przed wojną ośrodek lwowski. W zamian za "Fundamenta
Mathematicae" matematycy polscy otrzymywali inne periodyki z
całego świata, co umożliwiło intensyfikację wymiany myśli naukowej
z zagranicą (w niezbyt bogatej Polsce wczesnych lat dwudziestych
nie można było sobie pozwolić na kupno wszystkich liczących się
pozycji). W 1922 roku zaczęto wydawać po francusku roczniki
Polskiego Towarzystwa Matematycznego, a wkrótce i inne pozycje.
Wszystko to umacniało pozycję Polaków w świecie matematycznym.
Ale złoty okres dla matematyki polskiej rozpoczął się w chwili,
gdy w połowie lat dwudziestych we Lwowie powtórnie doszło do
"wybuchu" myśli matematycznej. Matematycy lwowscy ograniczyli
się (podobnie jak warszawscy) do jednej gałęzi matematyki -
analizy funkcjonalnej. Ta tematyka była odmienna od warszawskiej,
choć jednak z nią powiązana. Wspaniały rozwój tej gałęzi
matematyki w Polsce i na świecie zawdzięczamy głównie Hugonowi
Steinhausowi (1887-1972), Stefanowi Banachowi (1892-1945),
Stanisławowi Mazurowi (1905-1981), Władysławowi Orliczowi
(1903-1990), Juliuszowi Schauderowi (1896-1943) i ich uczniom.
Chociaż podstawowe pojęcia analizy funkcjonalnej znane były na
początku XX wieku, a nawet wcześniej, to jednak dopiero dzięki
pracom Banacha problematyka ta stała się jedną z centralnych
dyscyplin nowoczesnej matematyki. Dzisiaj przydaje się ona nie
tylko matematykom, ale ma także kapitalne znaczenie dla fizyki (w
szczególności dla mechaniki kwantowej) i jej zastosowań.
Napisana przez Banacha w 1929 roku monografia o "operacjach
liniowych" była pierwszym na świecie podręcznikiem analizy
funkcjonalnej, ugruntowała sławę autora i reprezentowanego przezeń
środowiska na wiele, wiele lat. Myślą przewodnią analizy
funkcjonalnej jest jakby geometryzacja analizy matematycznej. Jak
pary czy trójki liczb można traktować jako punkty (odpowiednio
płaszczyzny i przestrzeni trójwymiarowej), tak i bardziej
skomplikowane twory: ciągi nieskończone, funkcje itp., można
uważać za pewne punkty. Oczywiście, nie są to już punkty zwykłej
przestrzeni trójwymiarowej, ale pewnych przestrzeni wielo, a nawet
nieskończenie wielowymiarowych. Niektóre takie przestrzenie
wyodrębnił właśnie Banach i dziś na całym świecie noszą one nazwę
przestrzeni Banacha. Jest to jedno z najczęściej używanych pojęć w
matematyce i osoba, która nie wie, co to jest przestrzeń Banacha,
pod żadnym pozorem nie może uchodzić za matematyka. Dzięki
geometryzacji, o której mowa, rozmaite twierdzenia ściśle
analityczne (np. o równaniach różniczkowych) dadzą się ściśle
dowodzić metodami najzupełniej geometrycznymi. Odpowiednio patrząc
na fakt, że gdy rozciągnięty kawałek gumy wraca do pierwotnego
położenia, to chociaż jeden punkt nie zmienia swojego miejsca -
można udowodnić twierdzenie o istnieniu rozwiązań szerokiej klasy
równań różniczkowych czy całkowych. Dodajmy, że przestrzenie
Banacha pozwalają jednocześnie podchodzić do zagadnień analizy
metodami algebraicznymi, bo na "punktach" tych przestrzeni
rachuje się zgodnie z prawami zwykłego rachunku wektorów. Właśnie
zręczne połączenie metody algebraicznej i
topologiczno-geometrycznej jest charakterystycznym rysem metody
Banacha.
Teorię, którą stworzył Banach, próbowali zbudować wielcy i mali
matematycy przed nim. Najbliższy sukcesu był późniejszy twórca
cybernetyki, Norbert Wiener, który niezależnie od Banacha osiągnął
początkowe sukcesy w tworzeniu podstaw analizy funkcjonalnej.
Rezultaty Wienera były tak poważne, że odpowiednie przestrzenie
przez pewien czas nosiły nazwę przestrzeni Banacha-Wienera.
Jednakże później Wiener doszedł do wniosku, że teoria ta jest
tylko czczym formalizmem, że nie odegra żadnej znaczącej roli w
matematyce, i zajął się czym innym. W wydanej w 1956 roku swojej
autobiografii przyznał, jak bardzo się pomylił. " Teoria Banacha
dopiero teraz zaczyna w pełni rozwijać swoją pełną skuteczność
jako metoda naukowa" pisał Wiener.
Stefan Banach został odkryty dla matematyki w sposób jakby żywcem
wyjęty z dziewiętnastowiecznej powieści obyczajowej lub
współczesnej powieści science-fiction. Pisze Hugo Steinhaus:
,,Idąc letnim wieczorem 1916 roku wzdłuż Plant usłyszałem
rozmowę, a raczej tylko kilka słów; wyrazy "całka Lebesgue'a"
były tak nieoczekiwane, że zbliżyłem się do ławki i zapoznałem z
dyskutantami: to Stefan Banach i Otto Nikodym rozmawiali o
matematyce. Powiedzieli mi, że mają jeszcze trzeciego kompana,
Wilkosza. (...) Niepewność jutra, brak sposobności pracy
zarobkowej i brak kontaktu z uczonymi zagranicznymi i nawet
polskimi - taka była atmosfera krakowska w 1916 r. Ale to nie
przeszkadzało owej trójce przesiadywać w kawiarni i rozwiązywać
zagadnień w tłoku i zgiełku. Hałas ich nie odstraszał, a Banach
nawet (nie wiadomo dlaczego) wybierał chętnie stoliki blisko
orkiestry"
.
Steinhaus zaprosił obu młodzieńców do swego mieszkania i w trakcie
długiej rozmowy opowiedział im o problemach, nad którymi od
dłuższego czasu bezskutecznie pracował. W kilka dni później Banach
przyniósł gotowe rozwiązanie.
W 1920 roku Banach objął asystenturę na Uniwersytecie Lwowskim
(nie mając ukończonych studiów). W tym samym roku przedstawił
rozprawę doktorską, a w 1922 roku habilitował się i bezpośrednio
potem został mianowany profesorem (znowu za specjalnym pozwoleniem
władz państwowych i wbrew zwyczajom akademickim), a w 1924 roku
był już członkiem-korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności.
Do 1939 roku zdołał opublikować ponad 50 prac z różnych działów
matematyki. Zmarł na raka i wycieńczony przeżyciami wojennymi, 31
sierpnia 1945 roku.
Oryginalną osobliwością lwowskiej szkoły matematycznej było życie
kawiarniane (które, jak widzieliśmy, Banach lubił i przedtem). W
ogóle w dawnej Galicji życie kawiarniane odgrywało zdecydowanie
pozytywną i inspirującą rolę (w kabarecie "Zielony Balonik" w
cukierni Michalika w Krakowie zaczęła się kariera literacka
Boya-Żeleńskiego opowiedzenie "kawiarniany inteligent" nie
zawierało nic pejoratywnego).
Posiedzenia matematyczne we Lwowie odbywały się w położonych w
pobliżu Uniwersytetu kawiarniach, najpierw w "Romie", potem w
"Kawiarni Szkockiej". Do licznych zalet tej kawiarni należało
serwowanie wyśmienitych ciastek (właściciel utrzymywał, że
codziennie ekspediuje je samolotem ze Lwowa do Warszawy) oraz...
marmurowe blaty stolików, na których można było szybko pisać i, co
ważniejsze, szybko ścierać. Wielogodzinne dyskusje wytwarzały
atmosferę wytrwałości, podniecenia, koncentracji i wspólnoty
myślowej. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli lwowskiej
szkoły matematycznej, Stanisław Ulam, który po wojnie zasłynął w
Stanach Zjednoczonych swym czynnym udziałem przy konstrukcji bomby
atomowej (a później przy pierwszych maszynach liczących), napisał
w 1963 roku: " Jedynym wypadkiem, gdy spotkałem się z podobną Jak
we Lwowie wspólnotą zainteresowań, częstotliwością dyskusji i
intensywnością współżycia intelektualnego, był okres mych badań
nad energią jądrową w czasie wojny".
Stolik, przy którym siadywali Stanisław Ulam, Stanisław Mazur i
Stefan Banach, należał do "najsilniejszych" stolików "Kawiarni
Szkockiej". Rezultaty dyskusji zapisywano ołówkiem chemicznym na
blatach i następnego dnia uczestnicy dyskusji zjawiali się z
karteczkami w ręku i (już na trzeźwo, w przenośnym i dosłownym
sensie) próbowali odcyfrować swoje wczorajsze gryzmoły i
uporządkować je w logiczną całość. Trzeba stwierdzić z żalem, że
wiele cennych osiągnięć Banacha i jego uczniów przepadło z wielką
szkodą dla nauki polskiej, wskutek braku staranności u adeptów tej
szkoły, przede wszystkim zaś samego Banacha. Zresztą gdyby nie
pomoc asystentów i przyjaciół, chyba żadna praca Banacha nie
dotarłaby do drukarni, tak nieporządną szatą zewnętrzną się
odznaczały.
Pewnej jesieni sesja matematyczna w "Kawiarni Szkockiej"
przeciągnęła się do... wczesnych godzin przedpołudniowych (dziś
wyproszono by ich grzecznie, lecz stanowczo o określonej porze) i
jej rezultatem był dowód pewnego ważnego twierdzenia z teorii
przestrzeni Banacha, ale gdy szczęśliwi uczestnicy sesji zapisali
go chemicznym ołówkiem na blacie i chwiejnym krokiem udali się do
domów na zasłużony odpoczynek, nieświadoma niczego sprzątaczka
zmyła starannie blat stolika i nie udało się już odtworzyć
rozumowania. Toteż wielką zasługą żony Banacha było zakupienie
grubego zeszytu o twardych okładkach i powierzenie go płatniczemu
w "Kawiarni Szkockiej" z poleceniem wydawania go na życzenie
każdemu matematykowi. W ciągu kilku lat powstała z tego zeszytu
tak zwana dziś "Księga Szkocka", zawierająca zbiór problemów,
jakie matematycy lwowscy stawiali sobie nawzajem (a zarazem i
całemu światu) i rozwiązania tych problemów. Każdy, kto stawiał
problem, fundował nagrodę dla odkrywcy rozwiązania. Nagrody były
różne - mała kawa, butelka wina lub żywa gęś. "Księga Szkocka"
przetrwała szczęśliwie wojnę i znajduje się obecnie w Instytucie
Matematycznym PAN. Pomysł posiadania podobnego zeszytu i
wpisywania tam problemów i ich rozwiązań przyjął się w wielu
ośrodkach akademickich na całym świecie i zwyczajowo taki brulion
nazywa się "Księgą Szkocką" (z czego najbardziej dumni są
Szkoci).
Nie mniejsze osiągnięcia miała i warszawska szkoła matematyczna.
Wacław Sierpiński zasłynął z prac z teorii liczb i teorii mnogości
i innych działów matematyki, publikując do końca życia 724 prace i
komunikaty, 50 książek i sporą liczbę artykułów popularnych,
historycznych, przeglądowych oraz siedem podręczników szkolnych.
Kazimierz Kuratowski jest znany jako twórca podstaw nowoczesnej
topologii, a Karol Borsuk zyskał światową sławę dzięki pracom z
teorii retraktów i punktów stałych. Współcześnie Karol Borsuk jest
twórcą topologicznej teorii kształtu, jest to najważniejsze
osiągnięcie ostatnich lat z dziedziny topologii. Z badań nad
podstawami matematyki zasłynął zmarły niedawno Andrzej Mostowski.
Matematyka polska poniosła wielkie straty w czasie ostatniej
wojny, podobnie jak cała nasza nauka i kultura. Okupanci niemieccy
zamordowali wielu wybitnych polskich uczonych. Banach i
Mazurkiewicz zmarli w wyniku wycieńczenia wojną, wielu profesorów
osiadło za granicą. Od przypadkowej bomby w 1942 roku spłonęła
całkowicie biblioteka Seminarium Matematycznego w Warszawie, a
prywatne zbiory matematyków warszawskich zniszczone zostały w
czasie powstania. Niemal wszyscy matematycy warszawscy, którzy
przeżyli, pozostali bez jednej książki czy odbitki. Tym niemniej
matematyka polska odrodziła się po wojnie i znowu osiągnęła
najwyższy światowy poziom.
W 1946 roku, dyrektor departamentu w Ministerstwie Oświaty,
Stanisław Skrzeszewski, powiedział: ,,Polska eksportuje węgiel i
twierdzenia matematyczne". To zdanie jest i dziś prawdziwe.
Panu dr. hab. Michałowi Szurkowi z Instytutu Matematyki
Uniwersytetu Warszawskiego bardzo dziękujemy za zgodę na
umieszczenie na naszej witrynie tego artykułu oraz Panu
Adamowi Dębowskiemu, redaktorowi naczelnemu Młodego
Technika, dziękujemy za zgodę w imieniu Wydawnictwa ATV
Korporacja.
Będziemy wdzięczni za wszelkie uwagi i
komentarze dotyczące tej strony.
Emilia Jakimowicz i
Adam Miranowicz
File translated from
TEX
by
TTHgold,
version 4.00.
On 04 Jan 2012, 18:53.