Wortal Stefana Banacha

Wortal Stefana Banacha

Tajemnica w mojej rodzinie
Maria Sowińska
Artykuł opublikowany w książce pt. "Stefan Banach. Niezwykłe życie i genialna matematyka"
po redakcją Emilii Jakimowicz i Adama Miranowicza
(wyd. drugie rozszerzone, Oficyna Wydawnicza "Impuls", Kraków 2009).
Nazwisko Stefana Banacha pojawiło się w moim życiu bardzo wcześnie. Po raz pierwszy usłyszałam je w 1948 roku, gdy miałam zaledwie sześć lat. Zamieszkałam wówczas u babci, Marii Puchalskiej. W domu babcia i rodzice nieustannie rozmawiali o Stefku. Nie miałam pojęcia, kto to jest, ale jedno zrozumiałam: był to ktoś bardzo blisko związany z moją rodziną i jednocześnie ktoś bardzo ważny.
Drugą osobą, o której również bardzo często rozmawiano, był mężczyzna, którego określano jako Mikrus. Był on dla mnie wówczas osobą tajemniczą, podobnie jak Stefek. Osobiście poznałam go dopiero pewnego zimowego wieczoru, w 1949 roku, gdy wracałam wraz z mamą od cioci, której złożyłyśmy niedzielną wizytę. Na Grzegórzkach, w okolicy wiaduktu, podszedł do nas jakiś pan, który bardzo serdecznie się z nami przywitał. Mama przedstawiła go jako Stefana Banacha. Przez jakiś czas sądziłam, że jest to właśnie Stefek, o którym tyle się wcześniej nasłuchałam. Dopiero po jakimś czasie wyjaśniono mi, że nie jest to "ten" Stefek, ale jego syn, który odziedziczył po ojcu swoje imię. Aby odróżnić od siebie dwóch Stefanów, w mojej rodzinie przyjęło się nazywanie syna Mikrusem. W tym czasie Stefan-ojciec już nie żył.
Słuchając przez wiele lat rozmów toczących się w domu, stworzyłam w swojej wyobraźni wizerunek Stefana-ideału. Był on nie tylko genialny, ale miał jeszcze wyjątkowy charakter i nieodparty urok, któremu wszyscy ulegali. Moja mama, którą uważam za osobę najbardziej obiektywną, potwierdzała tę opinię. Stefana poznała w latach trzydziestych. I chociaż była już narzeczoną mojego ojca, nie przeszkadzało jej to w byciu pod jego urokiem.
W miarę upływu czasu coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że babcia darzy Stefka ogromnym uczuciem, po prostu kocha go jako członka rodziny. Zastanawiałam się nieraz, czy ojciec był zazdrosny o to uczucie. Ale chyba nie, bo nigdy nie wyczułam w jego wypowiedziach cienia zazdrości. Wręcz przeciwnie, Stefek był dla ojca niezaprzeczalnym autorytetem. Był po prostu starszym bratem, który pomagał ojcu w nauce, zwłaszcza w przedmiotach ścisłych, chodził z nim na spacery, grywał w warcaby i szachy. Jako starszy brat, dbający o poziom wiedzy młodszego braciszka, dawał mu do rozwiązywania coraz trudniejsze zadania i zagadki, nieraz tak trudne, że ojciec rozwiązywał je nieraz tygodniami. Każdy dobry wynik był zawsze nagradzany. Dzięki takiemu postępowaniu Stefka ojciec zdobył niezwykłą umiejętność logicznego myślenia. Jako dorosły człowiek, mój ojciec-humanista, żyjący w świecie sztuki, był mistrzem szachowym. Często rozgrywał symultany na 25 szachownicach i prawie zawsze wygrywał. Była to niezaprzeczalna zasługa Banacha.
Moja rodzina uwielbiała Stefka. Zrodziło się nawet coś w rodzaju kultu, który obejmował wszystko, co dotyczyło jego osoby i przedmiotów, którymi się posługiwał. Jako ilustracja może posłużyć tu krzesło, które stało w naszym domu, a na którym lubiłam siadywać. Było to pojedyncze krzesło, spoza kompletu. Za każdym razem, gdy na nim siadałam, babcia powtarzała: Marysiu, uważaj, bo na tym krześle siedział Stefek i było to jego ulubione miejsce. Krzesło to nadal znajduje się w moim domu i - jako jedyna pamiątka - traktowane jest z należnym mu szacunkiem. W tamtych jednak czasach tego rodzaju uwagi nie robiły na mnie wrażenia. Odnosiłam się do nich sceptycznie, ponieważ nie wiedziałam, na czym polega genialność Banacha i co takiego ważnego wymyślił.
Dopiero w wieku kilkunastu lat, dowiedziałam się, że babcia wychowywała się w domu cioci Frani, ponieważ bardzo wcześnie straciła rodziców. Razem z babcią wychowywał się również Stefek, ale nikt mi nie powiedział, w jaki sposób się w tym domu znalazł. Wyczuwałam jakąś tajemnicę związaną z jego pochodzeniem, którą babcia bardzo starannie ukrywała nawet przede mną. W tamtym okresie wśród osób, u których bywałyśmy w Krakowie był Stefan Greczek I chociaż w latach pięćdziesiątych razem z babcią spędzałam u niego wakacje w Ostrowsku koło Nowego Targu, to jednak nigdy nie wspomniała ona ani jednym słowem o jakichkolwiek powiązaniach osób tam mieszkających ze Stefkiem Banachem. We mnie jednak zrodziło się podejrzenie, że Stefan Greczek jest ojcem Stefka. Natomiast jego matka pozostawała ciągle wielką niewiadomą. Cała sytuacja była dziwna i niezwykle tajemnicza. A babcia konsekwentnie aż do śmierci milczała na temat pochodzenia Stefka.
Dopiero w roku 1968, po śmierci babci, ojciec mój, Gustaw Puchalski wyjawił mi fakty dotyczące matki Stefana Banacha. Według tego przekazu, Katarzyna Banach znalazła się w domu cioci Frani około roku 1890. Zgłosiła się do pracy w pralni, której ciocia była właścicielką. Gdy okazało się, że jest w ciąży, ciocia chciała odesłać ją do domu, ale dziewczyna oświadczyła, że ani w tym stanie, ani tym bardziej później, już z dzieckiem, nie może pokazać się w rodzinnej wsi. Wyznała jednak cioci, kto jest ojcem dziecka. W tej sytuacji ciocia Frania podjęła decyzję, że po urodzeniu zatrzyma dziecko u siebie, natomiast jego matka wyjedzie na wieś. Tak też się stało. Po porodzie Katarzyna zostawiła syna u cioci, a sama wróciła do domu, gdzie wkrótce wyszła za mąż za kolejarza. Nigdy nie kontaktowała się z synem. Natomiast Stefan Greczek znał ciocię Franię i moją babcię i bywał w ich domu. Z relacji mojej mamy wynikało, że znali się wcześniej, jeszcze przed urodzeniem się dziecka. I to wszystko babcia utrzymywała w wielkim sekrecie.
Stefek traktował dom cioci Frani, a później mojej babci jak swój dom rodzinny i odwzajemniał uczucia, którymi był obdarzany. Silne więzy z moją rodziną trwały przez całe jego życie. Gdy przebywał we Lwowie, babcia odwiedziła go tam w roku 1913, a on, podczas każdego pobytu w Krakowie, odwiedzał babcię, początkowo sam, później z synem. Wiem, że Stefan jr, w czasie wojny, podczas pobytu w Krakowie, przez jakiś czas mieszkał u babci. Poznałam go bliżej w latach 1980-90, gdy przyjeżdżał do Krakowa i załatwiał sprawę przeniesienia prochów ojca do Krypty Zasłużonych na Skałce. Podczas rozmów wielokrotnie podkreślał, że należę do jego najbliższej rodziny. To były miłe słowa, nawet jeśli tylko kurtuazyjne. Muszę też gwoli prawdy napisać, że istniała jedna rysa w stosunkach między naszą rodziną a rodziną Stefka, a dotyczyła ona stosunku mojej babci do jego żony Łucji. Określiłabym go jako chłodny. Prawdopodobnie z tego powodu pani Banachowa nigdy nie bywała w domu babci.
W czasie pobytu w Krakowie Stefan Banach mieszkał wraz ze swoją przybraną matką, Franciszką Płową (z domu Kruczkowską, żyjącą w latach 1845-1926, właścicielką pralni) początkowo przy ul. Podwale 14 (w pierwszych latach XX wieku przemianowaną na ul. Dunajewskiego), a potem kolejno przy ul. Łobzowskiej 12, Zacisze i Grodzkiej 7.
Przy ul. Podwale wybudowano w latach 1858-1862 pałacyk i Hotel Krakowski według projektu Filipa Pokutyńskiego. Właścicielem hotelu, który powstał na miejscu dawnych łazienek, był Antoni Marfiewicz. Mąż Franciszki Płowej był zarządcą w tym właśnie hotelu, a mieszkał z żoną w pałacyku obok. Tam też zamieszkała najpierw babcia (Maria Puchalska), a potem razem z nią Stefek. Na początku XX wieku administratorką hotelu (w tamtych czasach nazywanego realnością, czyli majątkiem nieruchomym) została babcia. W latach międzywojennych Hotel Krakowski zamieniony został - zgodnie z projektem Krzyżanowskiego - na bank, a działkę podzielono na 2 odrębne części - nr 7 i nr 8 (należący do banku). Pałacyk stoi do dziś i również jest siedzibą banku.
Z ulicy Podwale Franciszka Płowa wraz z rodziną przeprowadziła się na ul. Łobzowską 2, do narożnej kamienicy, usytuowanej naprzeciwko Hotelu Krakowskiego, która nie przetrwała do dzisiaj, bo ją zburzono.
Na ul. Podwale 15 (późniejszej Dunajewskiego) mieszkał przyjaciel rodziny Franciszki Płowej. Był nim Juliusz Mien, właściciel pracowni fotograficznej.
Franciszka Płowa wychowywała dwoje przybranych dzieci: Marię Puchalską (córkę siostry Zuzanny) oraz Stefana Banacha.
Zuzanna, zmarła siostra Franciszki Płowej, matka Marii Puchalskiej, pochowana została 29 grudnia 1926 roku na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Jej córka Maria (1880-1968), siostrzenica Franciszki, z którą wychowywał się Stefan Banach, mieszkała razem z Franciszką; ostatnim adresem, pod którym przebywała, był dom przy ul. Augustiańskiej 4. Na początku XX wieku przejęła funkcję administratorki realności przy ul. Dunajewskiego 7, a w okresie międzywojennym została właścicielką pralni ARS. Pochowano ją w tym samym grobie, w którym wcześniej spoczęła Franciszka.
Żałuję, że już tak niewiele pamiętam i że nie zapisywałam tego wszystkiego, co babcia i ojciec opowiadali o ukochanym Stefku.
Maria Sowińska,
wnuczka Marii Puchalskiej
Kraków, listopad 2007

Aneks

Franciszka Płowa (1845-1926) z domu Kruczkowska, właścicielka pralni, mieszkała przy ul Podwale 14 (późniejsza nazwa Dunajewskiego 7, na początku w. XX część ul. Podwale od nr 8 zamieniono na ul. Dunajewskiego a następnie Łobzowska 2). To były adresy pod którymi mieszkał Stefan Banach. W latach późniejszych była jeszcze ul. Zacisze i Grodzka 71. Przybrane dzieci: Maria Puchalska, Stefan Banach. Pochowana 29 grudnia 1926 r. na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
Maria Puchalska, córka Zuzanny, siostrzenica Franciszki, 1880-1968 adresy j.w. ostatni Augustiańska 4. We wczesnych latach XX w., administratorka realności Dunajewskiego 7. W okresie międzywojennym właścicielka pralni ARS. Pochowana w tym samym grobie co Franciszka.
Juliusz Mien miał pracownię fotograficzną przy ul. Podwale 15 (późniejsza Dunajewskiego). Był przyjacielem rodziny. Przy ul. Dunajewskiego 7(dawna Podwale) wybudowano w latach 1858-1862 pałacyk i Hotel Krakowski wg projektu Filipa Pokutyńskiego. Właścicielem był Antoni Marfiewicz. Hotel powstał na miejscu dawnych łazienek. Mąż Franciszki Płowej był zarządcą właśnie w tym hotelu, a mieszkał z żoną w pałacyku obok. Tam też zamieszkała najpierw babcia a potem Stefek. Na początku w. XX administratorką została babcia. W latach międzywojennych Hotel Krakowski przebudowano na bank wg projektu Krzyżanowskiego, działka została wówczas podzielona na 2 odrębne części i Bank otrzymał nr 8. Pałacyk stoi do dziś. Jest siedzibą banku. Następnym miejscem zamieszkania Juliusza Miena była Łobzowska 2, narożna kamienica naprzeciwko Hotelu Krakowskiego, później zburzona.

Będziemy wdzięczni za wszelkie uwagi i komentarze dotyczące tej strony.

Emilia Jakimowicz i Adam Miranowicz


File translated from TEX by TTHgold, version 4.00.
On 04 Jan 2012, 18:52.